#151 Każdy tatuaż ma znaczenie - moja osobista podróż
Witam kochanych czytających!
Nie wiem, czy kiedykolwiek wspominałam tutaj o moich tatuażach. Mam ich ... teoretycznie 4. A w rzeczywistości 2. Jak możecie zobaczyć na wstępnym zdjęciu - zaczęło się od tego malutkiego puzelka. Tego wytatuowałam sobie w wieku 18 lub 19 lat (nie pamiętam dokładnie) razem z moją ówczesną przyjaciółką, Gdyby przyłożyć tatuaże do siebie tworzyłoby się z nich serduszko. Była to młodzieńcza głupota, jak u wielu z nas. Na szczęście tatuaż był tak mały, że gdy nasz kontakt z D. całkowicie się zakończył, nie musiałam usuwać niechcianego tatuażu. Mogłam była go zakryć, ze względu na jego nie aż tak duży rozmiar. Kilka lat później postanowiłam przerobić go na piórko, albo raczej tym piórkiem (środkowe zdjęcie) go zakryć.
Ta mała dziarka była moją pierwszą nieudaną, trochę jak naleśnik. Mówi się, że pierwszy przeważnie się nie udaje (mnie się udają :D). Na szczęście ktoś był w stanie spełnić moją prośbę pokrycia puzelka. Na tamten moment takie piórka, jak te które sobie wybrałam były bardzo modne. Puzelek był symbolem przyjaźni (skończonej), a piórko reprezentuje dla mnie wolność. Po wielu przeżyciach postanowiłam, że właśnie to pokryje mój nadgarstek i przedramię. Pomiędzy tą zmianą, już w Holandii zdecydowałam się na jeszcze jeden tatuaż, to jest mianowicie ten "drugi", ponieważ nie ma nic wspólnego z tym ciągiem tatuaży na mojej ręce.
Na żebrach, pod prawą piersią mam wytatuowany napis "Everything happens for a reason", czyli "Wszystko dzieje się z jakiegoś powodu" i to jak najbardziej moja prawda życiowa. Brakuje mi tylko symbolu motyla - jak Efekt Motyla. Wiem, że nie każdemu tatuaże się podobają, w niektórych miejscach pracy, nadal nie są pochwalane, jednak widzę na co dzień, że moi podopieczni w wieku 80+ przeważnie reagują na moje piórko z entuzjazmem.
Piórko pokryło w dużej mierze niechcianego puzelka, jednak po kilku latach większość kolorów zniknęła, tatuaż zaczynał przypominać czarną plamę. Mój napis również przeżył już jedną poprawkę. Jest to dość drogi i bolesny interes, jednak cały czas miałam tego świadomość.
Po mniej więcej 4 latach postanowiłam to piórko poprawić. Gdy moja siostrzenica wybierała się do pani Alicji na tatuaż, postanowiłam ją zawieźć (około 40 kilometrów od mojego domu) i zobaczyć, czy Alicja miałaby pomysł na poprawę mojego tatuażu. Wiedziałam już, czego mniej więcej chcę. "Nie chcę kolejnego portretu porcelanowej lali", cytując Rose z Titanica. Nie chciałam dokładnie tego samego, co każdy już ma. Ok, mój napis pokrywa co trzecie ciało na świecie, tak wiem, ale ten tatuaż miał symbolizować coś więcej. Chciałam dostać projekt, a nie zdjęcie z Internetu. Podczas gdy M poprawiała swoją małą dziarkę na ręce, ja opowiadałam o moich życzeniach, czyli:
Moje piórko, aby wyglądało jak piórko, a nie czarna plama.
Ptak, symbolizujący mojego ś.p tatę.
Oraz stokrotki, jako symbol mojej mamy i nas - rodzeństwa.
Mój tato zawsze mówił do mnie "Wróbelku mój kochany", nawet mając już te 25 lat, nadal byłam jego wróbelkiem. Wtedy mnie to denerwowało, jak taką zbuntowaną nastolatkę. Dziś, półtora roku później chciałabym, aby znów mnie tak nazwał, ale niestety. Jest jak jest.
Więc miał być wróbelek, ale podczas rozmowy został mi zaproponowany koliberek. A ja wtedy wiedziałam, że trafiłam w dobre miejsce, Koliber - mój tato tak nazywał swój mały kram,w którym sprzedawał różne starocie. Nie lubiłam tego za dzieciaka. Zawsze próbował mnie namawiać, abym mu pomogła rozkręcić biznes przez Internet, gdy Internet dopiero zaczął się rozkręcać. Ale ja wolałam bawić się z koleżankami. Za młoda byłam do takich rzeczy, ale widzę z wiekiem, że tata miał głowę dobrych pomysłów, ale za mało wiedzy i czasami odwagi i wsparcia. Ja jestem taka sama. Wypisz, wymaluj. Więc teraz pora, aby ten Koliber zaczął latać!
Stokrota - tak nazywał mnie mój 15 lat starszy brat, gdy byłam malutka. Czasami nadal mu się to zdarza ;) A moja mama, której największą miłością życia są kwiaty została więc uczczona w tej mieszance kolorów. Trzy stokrotki - mój brat, moja siostra i ja.
Poprawa tatuażu oraz dodatki, trwała 3 godziny. Początek był dość bolesny, musiałam się przyzwyczaić do bólu. Po jakichś 45 minutach poprosiłam o colę, bo zaczęło robić mi się słabo. Nie tyle z bólu, bo był do zniesienia, ale jednak ciało zaczęło się bronić. Po kilkunastu minutach poczułam się lepiej i wytrwałam nawet dzielnie do końca. Cienkie linie kwiatów i kolibra nie były tak bolesne, jak pióro. A najbardziej bolesne były kolory. Zwłaszcza ten niebieski na nadgarstku. Na koniec musiałam zaciskać zęby (i pęcherz :P). Za kilka tygodni, gdy tatuaż się zagoi, będę widziała, czy potrzebne będą poprawki. Na razie jestem bardzo zadowolona z mojego obrazku na ciele. Nie wiem, czy na tym się skończy, czy pójdę w ślady mojego męża i ozdobię całe ramię? Na razie nie uśmiecha mi się ponowne zaciskanie zębów na fotelu, ale efekt był tego jak najbardziej wart i cieszę się, że nie jest on taki czarno-biały, jest taki jak ja. Szalony 🤪
A Wy macie jakieś tatuaże, albo planujecie?
Uściski, Kasia
Komentarze
Prześlij komentarz
Za każdy pozostawiony komentarz dziękuje . ♥
Odpowiadam na Wasze komentarze . ♥
Z chęcią zaglądam na Wasze blogi . ♥
Nie toleruję SPAMU!
Pozdrawiam ciepło , Kasia . ♥